To sprawia, że hodowcy bydła mlecznego i mięsnego niepokoją się o wystarczający zapas paszy dla zwierząt. Problemem jest nie tylko kukurydza, ale i użytki zielone. Drugi pokos traw albo nie został zebrany z uwagi na suszę i brak opadów, albo też dał bardzo mało zielonej masy z ha. W tej sytuacji hodowcy przyśpieszają zbiór własnej kukurydzy na kiszonkę, która w zastraszającym tempie zasycha i traci zieloną masę oraz szukają kukurydzy, którą mogą zakupić od okolicznych rolników, by zapewnić swoim stadom odpowiedni zapas paszy.
Duża podaż i mniejszy popyt?
O taką paszę teraz stosunkowo łatwo. Wszystko dlatego, że na polach usycha nie tylko kukurydza zasiana później z przeznaczeniem na kiszonkę, ale kukurydza zasiana wcześniej z przeznaczeniem na ziarno. W obliczu suszy, której skala się powiększa nie ma żadnego znaczenia, czy kukurydza na ziarno miała dobry start i odpowiednią ilość wilgoci w kwietniu i maju, ani też nie jest ważne FAO danej odmiany. Czerwcowe, lipcowe i sierpniowe braki w opadach atmosferycznych sprawiają, że nawet najlepsze odmiany i na najlepszych glebach w regionach, szczególnie dotkniętych suszą, nie osiągnęły optymalnej wysokości i masy, szybko wypuściły wiechę i wykształciły mniejsze i słabiej zaziarnione kolby. To dlatego rolnicy, którzy mają plantację kukurydzy na ziarno chcą ją sprzedać na kiszonkę i w ten sposób uratować przychód z każdego hektara tej uprawy. Jednak śledząc rolnicze fora internetowe i grupy dyskusyjne w social media można odnieść wrażenie, że chętnych do sprzedaży kukurydzy na pniu jest znacznie więcej niż tych, którzy chcą ją kupić.