Dorota Kolasińska: Polska i polscy hodowcy są uzależnieni od duńskiego materiału genetycznego. Mamy prosięta, loszki hodowlane i nasienie. Niektórzy rolnicy zastanawiają się nad zakupem knura. Jakie są jego zalety? Mówi się ostatnio o jego wadach, głównie o tym, że jest kapryśny.
Arkadiusz Koligot: Duńska genetyka, która przyjeżdża do Polski, stała się niejako wzorcem produkcyjnym. Mam na myśli prosięta, a w konsekwencji tuczniki. Po pierwszej fascynacji tą genetyką, a więc lochą hybrydową, która okazała się bardzo plenna, przyszedł czas na trzeci komponent, czyli Duroca „nieszczęsnego rudzielca”, który generalnie jest zwierzęciem troszeczkę niepasującym jeśli chodzi o behawior do tego całego zamętu produkcyjnego. Jednak jest niesamowicie pożądany, w zasadzie jest takim złem koniecznym. Jest to zwierzę, które charakteryzuje się bardzo dobrymi parametrami produkcyjnymi, jeśli chodzi o mięso, o wyniki i o tempo przyrostów, zużycie paszy, ale jest trudny w obróbce. Nasz pomysł z durocami został sprowokowany potrzebami rynku. Uważam, że przyszłość całej produkcji należy do stacji i centrów inseminacyjnych. Jednak mamy taką potrzebę, co wynika także ze względów bioasekuracyjnych, czy nawet kalkulacji. Nie oszukujmy się, cena za nasienie duroca jest dosyć wysoka. O ile ferma 250-300 macior to koszt rzędu 50-60 tys. zł, to w przypadku większych stad 1-2 tys. sztuk to już mówimy o setkach tysięcy złotych.
Dorota Kolasińska: Czyli wtedy należy się zastanowić nad kupnem knura?
Arkadiusz Koligot: Tak, można. My przyjęliśmy taką strategię, że jest mniej więcej 6-7 knurów, które generalnie mogą okazać się niezbędne w stadzie i dają nam pewne profity. Cena tej porcji nasienia jest bardzo dobra w stosunku do ceny nasienia z zakupu. Jeżeli wykorzystujemy duroca, to musimy przede wszystkim mieć bardzo dobrze wyszkolony personel, wiedzę na temat tego zwierzęcia i zaplecze.
Dorota Kolasińska: Rozmawialiście dzisiaj o jego behawiorze. Co jest z nim nie tak?
Arkadiusz Koligot: Duroc ze swoją naturą, z tym behawiorem i zachowaniem wybiera człowieka. Przy samej pracy z liczy się do niego podejście. Są trzy zasady – cierpliwość, cierpliwość i cierpliwość. Tylko wtedy możemy mówić o jakimkolwiek sukcesie i wykorzystaniu pełnego potencjału zwierzęcia. Jeżeli te zwierzęta przyjeżdżają na fermę to naprawdę musimy znaleźć dobry zespół, dobry zespół, którzy będą współpracowali z tym z zwierzęciem. To czasami bywa różnie. Takie informacje, które przychodzą z terenu, że jest to knur leniwy czy agresywny.
Dorota Kolasińska: Przypominam sobie taką sytuację ze swoich studiów, kiedy knur w kojcu obok grupy studentów przez całą rozmowę z osobą oprowadzającą nas po fermie, pryskał na nas wodą z poidła. Widać było, że robił to złośliwie. To jest zwierzę myślące i ma też osobowość.
Arkadiusz Koligot: Duroki są wyjątkowe. W przeciwieństwie do hybryd, mieszańców zwierząt dwurasowych, to jest taka indywidualność. Musimy to zaakceptować to jaki on jest. Z punkt widzenia stacji, jest on bardzo pożądany, jednak te parametry jakości nasienia i ilości ejakulatu troszeczkę go dyskwalifikują. Jest zwierzę późno dojrzewające. Możemy mieć problem z jego rozruchem. On osiąga pełną gotowość bojową dopiero w wieku kilkunastu, a nawet 20 miesięcy. W relacji do innych knurów czystorasowych, on naprawdę odstaje. Pytanie, jak zwierzę jest prowadzone, jak o nie dbamy, jak staramy się wykorzystać jego potencjał. Czasami tak jest, że w tym pierwszym okresie nie przynosi spodziewanych efektów jest po prostu eliminowany.
Dorota Kolasińska: A ile on jest użytkowany w stadzie?
Arkadiusz Koligot: W stacjach unasieniania jest użytkowany od roku do dwóch. Na fermach są takie zwierzęta, które są użytkowane i dwa i trzy lata. To świadczy o tym, że się dobrze zaaklimatyzował i dobre są relacje człowiek-zwierzę.
Dorota Kolasińska: Jakie są wyniki produkcyjne potomstwa?
Jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej, obejrzyj wywiad!