Warto zainteresować się wodą
Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że z powodu suszy straty w polskim rolnictwie szacowane są na 6,5 mld zł rocznie, z czego w samej Wielkopolsce jest to 1,2 mld zł, to chyba warto zainteresować się wodą, która odpływa bezproduktywnie rowami z naszych pól – stwierdza Patryk Kokociński, który retencjonowanie takiej wody praktykuje w swojej wsi Snowidowo w Wielkopolsce. Z wykształcenia jest biologiem, więc zagadnienia m.in. bioróżnorodności na obszarach rolniczych nie są mu obce. Wraz z ojcem i bratem prowadzi produkcję zwierzęcą i roślinną w stuhektarowym gospodarstwie, ale precyzuje, że jego działania związane z kontrolowaniem wody i jej zatrzymywaniem w rowach mają wpływ nawet na 1 tys. ha.
Od czego zacząć?
– Kiedy zwiększyliśmy liczbę krów mlecznych z 20 do 90, zdaliśmy sobie sprawę, że w suchych latach możemy nie być w stanie zabezpieczyć dla nich paszy. Udaliśmy się więc do spółki wodnej, że warto, by część funduszy przeznaczonych na wykaszanie czy pogłębianie rowów przekierować na zatrzymanie wody. Niestety, spotkaliśmy się z całkowitym brakiem zrozumienia, co zresztą trwa do dzisiaj – mówi młody rolnik. W końcu po roku domagania się jakichkolwiek działań ze strony spółki, jej dyrektor wyraził zgodę na ich działania, podkreślając jednak, że muszą się one odbyć za zgodą innych rolników, którzy przy tych samych rowach gospodarują.
– Nasza miejscowość leży w zaniżeniu terenu. Były nawet przymiarki, żeby utworzyć w niej kopalnię torfu. Teren sprzyja gromadzeniu się wody, dlatego też nasze pola są praktycznie w 100% zmeliorowane – dodaje Jerzy Kokociński, ojciec Patryka. Oboje podkreślają, że 30 lat temu woda na polach potrafiła stać do maja. Rowy radziły sobie z jej odprowadzaniem i choć miały już wtedy zastawki, to nie było potrzeby ich używania do zatrzymania tej wody.
Po 2017, bardzo mokrym roku, przyszedł bardzo suchy rok 2018. Wtedy właśnie rolnicy odczuli już brak wody na polach mimo zapasów z poprzedniego mokrego roku. Wtedy też Patryk stworzył pierwsze zastawki na rowach, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Potrafiły one zatrzymać wodę na tyle długo, że rośliny były w stanie nieco dłużej wytrzymać suszę i upały do nadejścia deszczu.
– Kolejny rok był jeszcze gorszy pod względem opadów. W naszej miejscowości w 2019 r. spadło 350 mm deszczu. Zaczęliśmy więc jeszcze większą uwagę zwracać na zatrzymywanie wody. Przywracaliśmy do użytku istniejące już zastawki, które nieużywane od lat były przerdzewiałe i nie spełniały swojej funkcji – mówi Patryk. Dziś tych zastawek jest 20 i znajdują się one w punktach, które pozwalają spiętrzyć wodę bez ryzyka niekontrolowanego zalania pól czy łąk. Rolnicy podkreślają, że dzięki temu, że teren, na którym gospodarują, jest płaski, nie dochodzi do błyskawicznego napełniania się rowów, więc kontrolowanie w nich poziomu wody jest precyzyjne.
– Zastawki znajdują się na rowach co 600 m. Na przepustach pod drogami również stworzyliśmy zastawki, składające się z dwóch solidnych ceowników wbitych w grunt, w których umieszcza się grube na 10 cm deski. Liczbą desek regulujemy stopień spiętrzania się wody i jej upuszczania – mówi Patryk. Postawienie zastawki jest praktycznie bezkosztowe. Jej elementy to materiał z odzysku, np. stare deski czy niepotrzebne już elementy metalowe. Najcenniejsza, co podkreślają rolnicy, jest chęć do wykonania pracy przy zastawce. Do tego ziemia, która z czasem obrośnie trawą, zostanie dodatkowo ustabilizowana, co wzmacnia zastawkę.
Widok z góry na okolice gospodarstwa Patryka pokazuje, jak gęsto teren jest poprzecinany rowami, które mogą utrzymać naprawdę spore ilości wody.