Pomimo embarga na nawozy z Rosji i Białorusi, które nieraz niższymi cenami udowadniały krajowym wytwórcom, że produkować i sprzedawać można jeszcze taniej, polski rynek nie został zamknięty w czterech ścianach. To właśnie import realizowany przez firmy handlowe przyczynił się do obniżek.
Ceny nawozów musiały spaść
Usztywnieni jeszcze parę tygodni temu w swych ofertach, polscy producenci musieli ulec presji wynikającej z omijania ich nawozów przez dystrybutorów i ceny zdecydowanie obniżyli. Spadające ceny gazu ziemnego, na których wcześniej ogromny wzrost się powoływali, dołożyły trzy grosze. Przy stosunkowo ciepłej zimie w Europie i dobrym zaopatrzeniu w gaz, jego ceny spadły ponadsześciokrotnie od ubiegłorocznego szczytu. W holenderskim hubie TTF 13 lutego br. gaz w kontraktach na marzec kosztował 53,5 euro za MWh.
Przy obniżanych cenach nawozów u producentów na całym świecie, byłby to prawdziwy skandal, gdyby ceny w Polsce nie spadły. I tak, chociaż zdecydowanie za wolno, się stało. Producenci nawozów niechęć do obniżek uzasadniali faktem, że gaz może znów podskoczyć, a większość rolników ma już nawozy azotowe na start zabezpieczone. Na start, znaczy nie wszystkie, za resztę też rolnicy musieli zapłacić frycowe? Dobrze, że krajowy handel jest już na tyle mocny, że potrafi sam zorganizować ścieżki zaopatrzenia.