Po 7,5 roku doświadczeń z afrykańskim pomorem świń wydawało się, że jesteśmy przygotowani na to, co najgorsze. Że choroba w końcu dotrze do zagłębi trzodziarskich. Że już nauczyliśmy się, jak działać, kiedy po zdjęciu zakazu przemieszczania świń będzie kumulacja. Że na taki właśnie wypadek mamy umówione zakłady, które skupią zwierzęta z tych terenów. Niestety. Nawet doświadczenia z Wielkopolski nie pomogły. ASF na terenie województwa łódzkiego w gminie Grabica sieje spustoszenie. Rolnicy załamują ręce, a machina administracyjna tylko pogrąża ich w narastających problemach. Szybkich rozwiązań ani pomocy nie widać!
– Sytuacja jest dramatyczna, głównie za sprawą problemów ze sprzedażą tuczników. Występują opóźnienia w odbiorze świń. Tuczniki przerastają, co dramatycznie wpływa na i tak niskie już ceny. Za żywiec otrzymujemy ok. 4 zł/kg, a za przerośnięte świnie ok. 3 zł/kg. Padają też rekordy. Proponuje nam się w tej sytuacji nawet 1,60 zł/kg żywca – mówi Dariusz Kalisiak z Bleszyna w gm. Grabica, który utrzymuje stado 100 loch w cyklu zamkniętym. Jego gospodarstwo znalazło się w strefie czerwonej po tym, jak potwierdzono przypadek ASF u świń w miejscowości Kruszów. Rolnik informuje, że w połowie sierpnia padła nawet propozycja skupu tuczników za 90 groszy/kg.
Rolnicy z gminy Grabica, gdzie jest ok. 180 tys. świń, utrzymywanych w ok. 300 gospodarstwach, twierdzą, że nieprzyzwoicie niskie ceny proponowane za żywiec nie są jedynym ich zmartwieniem. Biją na alarm z powodu rezygnacji z zakupu świń przez zakłady mięsne. Twierdzą, że nikt na 100% nie umówi się dziś z nimi na odbiór. W praktyce wygląda to tak: producent, chcący sprzedać świnie z czerwonej strefy, musi pojechać do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Piotrkowie Trybunalskim. Tam, po wcześniejszym ustaleniu z zakładem mięsnym, złożyć pismo, że chce sprzedać świnie. Potem zgłasza ten fakt urzędowemu lekarzowi weterynarii, który przyjeżdża pobrać krew. Zawozi ją do Inspekcji Weterynaryjnej w Piotrkowie Trybunalskim, a Inspekcja Weterynaryjna wysyła próbki do badania w laboratorium w Zduńskiej Woli. Po 3–4 dniach otrzymują wyniki i wtedy rolnik musi ponownie udać się do PLW po decyzję, umożliwiającą lekarzowi weterynarii wystawienie świadectwa zdrowia. Jeżeli po drodze zdarzy się błąd, choćby literówka, wtedy rolnik musi ponownie udać się do Inspekcji. Za każdym razem wiąże się to z jakimś czasem oczekiwania. Na dokumenty te, niby wydawane od ręki, rolnicy z obszaru o tak intensywnej produkcji świń zmuszeni są czekać niekiedy kilka godzin. Na razie za wszystkie badania w kierunku ASF płaci państwo.
– Problem w tym, że po kilkunastu godzinach od ustalenia z ubojnią, ta wycofuje się z zakupu. Szukamy innej ubojni, żeby zdążyć w okresie ważności badań. Decyzja PLW jest zmieniana na inną ubojnię, po czym ta również się wycofuje. Nie mamy na to wpływu – załamuje ręce rolnik i podkreśla, że umowa z ubojniami polega wyłącznie na rozmowie, najczęściej telefonicznej. Nie ma nic na piśmie, dlatego też tak łatwo jest się zakładom mięsnym wycofać. Ubojnie w odpowiedzi na pytania rolników, dlaczego tak się dzieje, odpowiadają, że nie ma rynku zbytu na mięso z czerwonej strefy. W związku z tym z dnia na dzień lokalne ubojnie, z którymi współpracowali, przestały odbierać od nich świnie.