Z artykułu dowiesz się
- Jak wygląda proces popularyzacji wsi Gruszki?
- Czym zajmują się gospodynie z Gruszek?
- Jak wygląda historia Gruszek?
Z artykułu dowiesz się
Na początku rozmowy wyjaśniają meandry pochodzenia nazwy organizacji – Koło Gospodyń Wiejskich Gruszki w miejscowości Brzezie. Otóż niewielkie sołectwo Gruszki usytuowane jest w obrębie miejscowości Brzezie. Po wojnie była to jedna miejscowość, a niecałe 40 lat temu Gruszki wyodrębniły się jako samodzielne sołectwo z własnym sołtysem.
– Podział jest dość enigmatyczny. Mieszkamy w Gruszkach, ale w dokumentach nazwa miejscowości to Brzezie, tak więc identyfikujemy się z dwiema miejscowościami – wyjaśniają członkinie KGW. – Ponieważ działamy na rzecz sołectwa i zajmuje ono w naszych sercach szczególne miejsce, przyjęłyśmy jego nazwę. O sobie mówimy „gospodynie z Gruszek”.
Utworzenie koła w 2018 roku zainicjowała była sołtyska, Halina Szymańska. Pomysł nabrał kształtów podczas uroczystego otwarcia placu zabaw w Gruszkach. Koło tworzą sołtyski, nauczycielki, kobiety pracujące zawodowo, rolniczki, młode mamy i emerytowane babcie – zdecydowane, aby wnieść do organizacji swoje umiejętności i wiedzę.
Przewodnicząca koła, Katarzyna Kowalczyk, nie kryje zachwytu historią miejscowości. Zależy jej, by ją coraz bardziej popularyzować.
– To miejscowość bardzo stara, z bogatą historią. Przez nasze Gruszki pędzono woły z Rusi na dwór na Wawelu. W XVI wieku funkcjonowała tutaj kaplica z przytułkiem dla bezdomnych. Również druga wojna światowa pozostawiła u nas swoje ślady. Chciałybyśmy pokazać światu, w jak niezwykłym i ważnym miejscu żyjemy – mówi przewodnicząca.
Głównym celem koła jest aktywność na rzecz sołectwa, ze szczególnym uwzględnieniem przywracania ludowych tradycji oraz integracji społeczności. Jak mówią kobiety, odejście od wspólnego świętowania, kultywowania lokalnych obyczajów czy obrzędów sprzyja izolacji. Ludzie coraz częściej zostają w domach, a ich jedynym towarzystwem staje się smartfon.
– Co więcej, bliskość Krakowa wpływa na proces odchodzenia od kultury ludowej – mówi Katarzyna Kowalczyk. – Naszym zadaniem jest przywrócenie znaczenia folkloru. Im bardziej zagłębiamy się w to, co unikatowe dla naszego regionu, tym bardziej otwierają się nam oczy. Na przykład przypominamy sobie, o czym opowiadały nasze babcie, poszukujemy też informacji w Internecie, sięgamy do książek.
Członkinie koła zachęcają dzieci i dorosłych do integracji przy rękodziele. Organizują warsztaty wytwarzania świątecznych ozdób choinkowych z papieru, dekoracji wielkanocnych, pieczenia i ozdabiania pierników.
– Warsztaty mają niezwykle cenny aspekt integracyjny. Jesteśmy przekonane, że przebywanie w towarzystwie drugiego człowieka potrzebne jest dla higieny psychicznej – twierdzą.
Bolączką jest brak własnego miejsca do spotkań. Widują się w niewielkim pomieszczeniu usytuowanym przy Domu Kultury w Gruszkach. Bez zaplecza kuchennego i toalety. Wtedy, kiedy organizują większe inicjatywy, przygotowują się w prywatnych domach. Problemy z miejscem spotkań były przeszkodą realizacji i innych inicjatyw. Warsztaty haftu krzyżykowego, które miały być organizowane cyklicznie, zostały odwołane. Panie zrezygnowały z organizowania dużych imprez plenerowych wymagających kilkutygodniowych przygotowań. Mimo przeciwności są zadowolone z dotychczasowych osiągnięć.
Członkinie koła ożywiają się, kiedy mówią o lokalnych tradycjach. Jedną z nich są majówki pod zabytkową kapliczką. Z zadowoleniem przyznają, że bez względu na pogodę śpiewają przez cały miesiąc, okrągłą godzinę dziennie. Z każdym rokiem dołącza więcej dziewcząt.
– Figurkę Maryi odnalazł na strychu jeden z mieszkańców. Renowacja sfinansowana została dzięki hojności mieszkańców – opowiada przewodnicząca. – Według lokalnych opowieści została ufundowana przez kobietę, która uciekła z łapanki w czasie drugiej wojny światowej. Jest dla nas szczególnie cenna.
Panie wyplatają też wieńce oraz organizują dożynki. Przyrządzają lokalne przysmaki. Wśród regionalnych potraw, z którymi jeżdżą na konkursy, są małopolskie gołąbki z kaszą i grochem, wielkanocna zupa na serwatce, kurczak faszerowany po gruszczańsku oraz kruchy tort mający ponaddwustuletnią recepturę. Co roku wyplatają palmy wielkanocne. Tegoroczna była szczególna. Była odpowiedzią na trudne czasy pandemii.
– Bardzo kolorowa i wesoła, miała zaklinać rzeczywistość, sprowokować los do zmiany na lepsze. Tak jak nasi przodkowie, uruchomiłyśmy magiczne myślenie. Nie bez powodu palma symbolizuje radość i odrodzenie – mówi Katarzyna Kowalczyk.
Panie jeżdżą na wycieczki, ale też realizują projekty mające na celu poprawę wyglądu miejscowości. Zapraszają sąsiadów do wspólnego sadzenia roślin i budowy kwietników.
Ostatnio poszukiwały archiwalnych zdjęć mieszkańców Gruszek. Udało im się dotrzeć do powojennych fotografii autorstwa Władysława Skrzyszowskiego. Fotografie dokumentują uroczystości rodzinne, prace polowe, spacery, spotkania towarzyskie.
– Fotografie pokazują świat, którego już nie ma. Zostały tylko chwile zaklęte w papierze. Na podstawie zdjęć chciałybyśmy odtworzyć wzór stroju krakowskiego, jaki u nas noszono. Planujemy też pozyskać pieniądze na retusz fotografii, a także stworzyć ich galerię. Aby nie przepadły bezpowrotnie i zachwycały kolejne pokolenia – mówią panie.
W najbliższym czasie kobiety wybierają się na wycieczkę do wytwórni bombek. Jeśli plan się powiedzie, na święta Bożego Narodzenia udekorują 10-metrowy świerk usytuowany w centrum wsi. Intensywnie myślą o cyklu warsztatów, rekonstrukcji obyczajów i publikacji poświęconych lokalnej kulturze ludowej.
– Chciałybyśmy pokazać ludziom, że tradycja to wartość. Że „stare” nie znaczy „przebrzmiałe”. Potrzebujemy korzeni, żeby trwać i mieć się na czym wesprzeć – podsumowuje Katarzyna Kowalczyk.
Małgorzata Janus
Zdjęcia: Magdalena Skakuj, archiwum
Najważniejsze tematy