r e k l a m a
Partnerzy portalu
Co zrobić jeśli grzyba jadalnego pomylimy z trującym?
19.10.2019autor: Karolina Kasperek
Od kilku tygodni deszcz leje z nieba strumieniami. A to oznacza, że w lasach jest więcej i grzybów, i ich amatorów. Trudno się dziwić – smakowi rydza czy podgrzybka mało kto się oprze. Ale podczas polowań na kapeluszowe smakowitości nie zapominajmy o bezpieczeństwie. O kilka rad, jak je zachować, kolejny raz poprosiliśmy doktora Eryka Matuszkiewicza, toksykologa i rzecznika prasowego Szpitala Miejskiego im. Franciszka Raszei w Poznaniu.
Czy w tym roku na oddział toksykologii trafili już jacyś pacjenci po spożyciu trujących grzybów?
– Mamy dużo zgłoszeń, ale to wszystko są, na szczęście, osoby z objawami zwykłej niestrawności po spożyciu grzybów jadalnych. Nudności, bóle brzucha. W tym roku nie mieliśmy jeszcze żadnego przypadku zatrucia. Niepokój pojawia się zawsze, kiedy wiemy, że doszło do spożycia grzybów blaszkowych. Jeśli występują wspomniane objawy, a wiemy, że pacjent konsumował grzyby gąbczaste, leczymy niestrawność.
Najczęstsze pomyłki to...
– To oczywiście muchomor sromotnikowy mylony z czubajką kanią. Najłatwiej pomylić je, kiedy grzyby są młode. Dorosłe osobniki już bardziej się różnią. Czubajka ma bardziej postrzępiony i brunatny kapelusz, sromotnik – bardziej zielonkawo-cytrynowy, gładki i lśniący. Trzon sromotnika jest biały, czubajki kani – brązowawy.
r e k l a m a
- Czubajka kania
Łatwo pomylić młodą formę. Może trzeba w takim razie uważać tylko wtedy, kiedy one rosną, czyli na przykład o konkretnej porze roku?
– Niestety, nie jest tak, że to zawsze i wszędzie jest na przykład połowa września. Wszystko zależy od warunków pogodowych. Wzrost jest różny w różnych miejscach, na innym stanowisku grzyby mogą dopiero zacząć rosnąć. Ryzyko pomyłki jest więc wysokie właściwie przez cały sezon, a wzrost przyspieszają, oczywiście, wilgoć i ciepło.
- Muchomor sromotnikowy
Załóżmy, że ktoś się myli albo nie zauważa, że w koszyku jest sromotnik. Czy ma znaczenie, jaka ilość „trujaka” znajdzie się potem na patelni?
– Zakładamy, że pół kapelusza na porcję przetwarzanych na kolację czy obiad grzybów może być już groźne. Oczywiście, jeśli ktoś drasnął muchomora podczas zbierania albo do koszyka dostał się skrawek wielkości połowy paznokcia, da to najwyżej reakcję skąpoobjawową. Ale jeden sromotnik w porcji grzybów przyrządzanej dla rodziny już stanowi dawkę potencjalnie śmiertelną. I nie zmieni tego obróbka termiczna. Pamiętajmy! Toksyczności tego muchomora nie zlikwiduje ani smażenie, ani pieczenie, ani, choćby najdłuższe, gotowanie. Idźmy dalej. Zakładamy, że ktoś dobrze toleruje grzyby, które skądinąd są surowcem ciężkostrawnym. Ktoś nie miewa po grzybach ani nudności, ani ucisku w jelitach. Jeśli zjadł muchomora, objawy zaczynają się dość późno – średnio po dziesięciu godzinach. Załóżmy, że grzyb został zjedzony o 18.00 na obiadokolację. Noc będzie spokojna. Ale koło 5.00–6.00 rano pojawią się wymioty, silne bóle brzucha – w środkowej i dolnej części – i wodnista biegunka. To objawy popularnego nieżytu żołądkowo-jelitowego, jeszcze nie tak groźne. Gdyby te objawy zostawić bez interwencji, dynamika wygląda tak, że nastąpi poprawa na mniej więcej jeden dzień. Po tej spokojniejszej dobie objawy nawracają, ale już, niestety, z uszkodzeniem narządów, zwłaszcza wątroby, jej miąższu. Wtedy występuje już toksyczność narządowa stanowiąca bezpośrednie zagrożenie życia. Pojawia się żółtaczka – jako skutek uszkodzenia wątroby. Jeśli toksyny było więcej, mogą wystąpić zaburzenia świadomości, a nawet śpiączka. Obserwujemy też krwawienia z przewodu pokarmowego.
Gdyby to rozłożyć w kalendarzu przeciętnego zjadacza grzybów, można by to opisać następująco: w niedzielę na kolację jemy grzyby, wśród których był sromotnik. O 6.00 rano w poniedziałek pojawiają się wymioty, biegunka. Mogą trwać nawet przez całą dobę, czyli do rana we wtorek. We wtorkowy ranek nagle robi się nam lepiej. Ten lepszy stan może trwać cały dzień i noc. Ale w środę rano będziemy świadkami nawrotu objawów.
Kiedy w takim razie jest jeszcze czas, by interweniowała medycyna? Kiedy daje się jeszcze uratować wątrobę?
– Ta chwilowa poprawa to moment, w którym jeśli zaczniemy działać, jeszcze jesteśmy w stanie ratować narządy. Oczywiście najlepiej, jeśli chory zgłosi się, jak tylko wystąpią pierwsze objawy niestrawności, a wie, że spożywał grzyby blaszkowe. Już w czwartej dobie dochodzi do uszkodzenia nerek i pojawiają się zaburzenia krążenia. To stan, w którym lekarzom już bardzo trudno działać. Jeśli nie nastąpi interwencja, chory może umrzeć w ciągu kilku dni.
Co dzieje się z pacjentem, kiedy pojawi się na oddziale?
– Robimy próby wątrobowe i nerkowe, badamy mocz na obecność toksyny sromotnika lub innego grzyba. Jesteśmy w stanie ustalić jej obecność po półtorej doby od spożycia grzybów. A w leczeniu podajemy najpierw węgiel aktywowany, który ma wyłapywać toksynę. Trzeba się z tym zmieścić w czasie nie późniejszym niż 36 godzin od zatrucia – im szybciej, tym lepiej. Później zostaje nam tylko podawanie leków, które regenerują wątrobę, i elektrolitów – pacjent jest przecież bardzo odwodniony. Jeśli uszkodzeniu ulegają nerki, trzeba pacjenta dializować. A jeśli znaczenemu uszkodzeniu ulegnie wątroba, jedynym ratunkiem dla chorego jest przeszczep. Dlatego przestrzegam wszystkich zbierających, a zwłaszcza wytrawnych grzybiarzy, bo im równie często zdarzają się pomyłki. Uważność, uważność i jeszcze raz uważność!
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Karolina Kasperek
Zdjęcia: Pixabay
Zdjęcia: Pixabay
Karolina Kasperek
redaktorka "dział "Wieś i Rodzina"
Karolina Kasperek w "Tygodniku Poradniku Rolniczym" prowadzi dział "Wieś i Rodzina". Specjalizuje się w tematach społecznych, w tym poradach dla KGW.
Masz pytania?
Zadaj pytanie redakcjir e k l a m a
r e k l a m a
Najważniejsze tematy
r e k l a m a