r e k l a m a
Partnerzy portalu
40 Dziecięcych Drużyn Pożarniczych na Olimpiadzie
14.07.2019autor: Karolina Kasperek
Kto powiedział, że dzieci nie potrafią podnieść węża albo uruchomić sikawki? Albo przywrócić nieprzytomnemu akcji serca? Nie tylko wiedzą, jak to zrobić, ale w tych umiejętnościach nawet ze sobą konkurują. Tak, jak na II Ogólnopolskiej i I Międzynarodowej Olimpiadzie Dziecięcych Drużyn Pożarniczych w Wieruszowie, nad którym „Tygodnik Poradnik Rolniczy” sprawował patronat medialny.
W małych hełmach olimpijski duch
Z nieba – żar. W sercach – jeszcze goręcej. Szybki przemarsz na wieruszowski stadion, a tam już konkretne zadania do wykonania. Na absolutnie „dorosłym” poziomie, choć w powietrzu migają dziecięce rączki.
r e k l a m a
– Spróbuj mieć wyprostowane ręce w łokciach. I całym ciężarem ciała! – podpowiada 7-letniej Marcie i 6-letniej Mai.
– Próbujemy, żeby było takie piknięcie. Czyli, że robimy masaż serca. To jest po to, żeby się nauczyć pomocy, gdyby ktoś zemdlał. A jeśli nie oddycha, to trzeba uciskać trzydzieści razy. A potem dwa wdechy. Mai i mi trochę trudno idzie – słyszę i łza kręci mi się w oku.
Dziewczyny wiedzą, jak przyłożyć rękę do czoła, jak udrożnić drogi oddechowe, sprawdzić oddech. Wiedzą, że dzwonimy na 112 albo 999. Jeśli takie maluchy potrafią dziś takie rzeczy, możemy być spokojni o nasze zdrowie i życie.
W szranki z Czechami
– Na olimpiadę przyjechało aż 40 drużyn, w tym 38 z Polski i 2 z czeskich Klimkovic. Czesi znaleźli mnie gdzieś na Facebooku i zaprosili w zeszłym roku na festiwal pripravek – to takie ich dziecięce zawody. Spodobało nam się, nawiązaliśmy współpracę. Miała też przyjechać drużyna ze Słowacji, mieli do nas 500 kilometrów. Niestety, transport okazał się za drogi, nie uzbierali pieniędzy – mówił z żalem Andrzej Piluch, członek wieruszowskiej ochotniczej straży i opiekun wieruszowskiej Dziecięcej Drużyny Pożarniczej, pomysłodawca i jeden z organizatorów olimpiady.
- Mali strażacy, czyli po czesku „hasici”. Dali popis prawdziwej zręczności i wiedzy, kiedy ratowali z pożaru pluszową świnię i przywracali oddech misiowi
Zanim drużyny ruszyły do konkurencji, zażywały krótkiego odpoczynku w cieniu niewielkich namiotów rozstawionych wokół stadionu. Na krótką rozmowę udało się nam namówić m.in. olimpijczyków z Brzeźnicy.
– Jesteśmy z Podkarpacia, przejechaliśmy kawałek. Jesteśmy wyróżnieni, bo pozwolono nam przyjechać z dwiema drużynami. Ale to dlatego, że mamy w dziecięcych drużynach 98 dzieci. Ale w ogóle chyba jesteśmy wyjątkowi, bo wszędzie takie drużyny prowadzą OSP, a u nas prowadzi ją stowarzyszenie. To jedyny taki przypadek w Polsce – opowiadała Agnieszka Żurek ze stowarzyszenia.
Brakuje na musztrę i sikawkę
Brzeźnica przyjmuje dzieci od 3. roku życia, ale zdarza się, że na zajęcia z rodzicami przychodzą też takie, które nie dmuchały jeszcze trzech świeczek na torcie.
Właśnie takie maluchy do południa stawały ze sobą w szranki w konkurencji „Musztra”, a chwilę później – w ćwiczeniu bojowym „Motopompa i sikawka”. Podłączanie węży okazało się pestką – woda tryskała z sikawki w ciągu sekund. W „Sztafecie pożarniczej”, trzeciej z konkurencji, maluchy walczyły z upałem i oporem, jaki czasem stawiał strój. Ale dawały z siebie wszystko, nie tracąc przy tym wigoru. Właśnie dla takich wrażeń udziału w olimpiadzie nie mogły sobie odmówić „Czerwone Strzały” z Parzniewic. Dla najmłodszych parzniewiczan wyjazd był marzeniem życia. Marcelina i Oliwia ze starszej grupy wiekowej dzielnie ćwiczą z kolegami. Uważają, że zawody i pożarnicze ćwiczenia to aktywność jak najbardziej dla dziewczyn.
– To nie jest trudne. Może ewentualnie bojówka. Jest nas siedem. Pięć dziewczyn podłącza węże, a dwie wrzucają pompę do małego basenu – mówiła Marcelina.
- Bojówka z motopompą i sikawką – w tej konkurencji dzieci w niczym nie ustępują dorosłym
Dzieci nie widzą problemu, widzą je za to ich opiekunowie.
– Ten wyjazd kosztował nas około 3000 zł. Gdybyśmy chcieli mieć sprzęt oryginalny i atestowany, byłoby dwa razy tyle. Skończyło się więc na rzeźbieniu w garażu i dorabianiu. Władze samorządowe nie bardzo chciały nas dotować, bo, jak powiedziały, nie wiedzą, czy zawody zakwalifikować jako sport, czy jako imprezę. A te nasze węże o małej średnicy to nie jest przecież sprzęt pożarniczy. Dokładaliśmy więc z własnej kieszeni, od wójta dostaliśmy 1000 zł na autokar – opowiadali Tomasz Witkowski i Marcin Krzesiński, opiekunowie drużyny z Parzniewic.
- W pokazie mody na małych wieruszowianach podziwiać można było m.in. strój do pracy z owadami
Karolina Kasperek
redaktorka "dział "Wieś i Rodzina"
Karolina Kasperek w "Tygodniku Poradniku Rolniczym" prowadzi dział "Wieś i Rodzina". Specjalizuje się w tematach społecznych, w tym poradach dla KGW.
Masz pytania?
Zadaj pytanie redakcjir e k l a m a
r e k l a m a
Najważniejsze tematy
r e k l a m a