Uprawa fasoli na suche ziarno – na co zwrócić uwagę w praktyce?
Andrzej Teresiński uprawia fasolę na suche ziarno już od dwudziestu lat. Często służy radą znajomym rolnikom, zgodził się także podzielić swoimi doświadczeniami z Czytelnikami "Tygodnika Poradnika Rolniczego".
Fasola półtyczna
– Zacząłem uprawiać fasolę w Budyninie jako jeden z pierwszych – potwierdza pan Andrzej. – Zrezygnowaliśmy z buraków cukrowych, które wtedy się nie opłacały i postanowiliśmy przestawić się właśnie na fasolę. Już pierwszego roku zasialiśmy od razu dwa hektary.
Początki, jak to zwykle bywa, były trudne. Brakowało wiedzy niezbędnej do prowadzenia produkcji. – Ludzie albo tej wiedzy nie mieli, albo nie chcieli się nią dzielić. Trzeba się było uczyć na własnych błędach – mówi rolnik. – Zresztą i obecnie pod tym względem nie jest wiele lepiej. Gdy na szkoleniach pytam o nowe informacje dotyczące technologii uprawy fasoli na suche nasiona, to zwykle jest z tym kłopot. Sporadycznie trafia się na zorientowanych prelegentów. Większość firm tym tematem się po prostu nie interesuje.
W gospodarstwie od kilku lat jest uprawiana tzw. fasola półtyczna. Jest wyższa od fasoli niskopiennej, ale nie wymaga w uprawie zastosowania podtrzymujących tyczek. Można za nią uzyskać lepszą cenę niż w przypadku np. karłowego Pięknego Jasia. – Na plon też nie można narzekać – mówi pan Andrzej.
Fasola do osiągnięcia satysfakcjonujących plonów potrzebuje dobrych gleb, nie lubi środowiska kwaśnego, odpowiadają jej te o odczynie zbliżonym do obojętnego. W gospodarstwie w Budyninie dominują czarnoziemy, gleby klasy I i II, więc fasola ma idealne warunki. – Buraki cukrowe, pszenice, te uprawy sprawdzają się jako przedplon na stanowiskach pod fasolę – mówi Andrzej Teresiński. – Oczywiście należy unikać jako przedplonu roślin strączkowych. Książkowo strączkowe powinny pojawiać się na tym samym stanowisku co 5–6 lat. Ale żeby zmianowanie układało się w ten sposób, musiałbym dysponować większym areałem. Z moich doświadczeń wynika, że trzy-, czteroletnia przerwa jest wystarczająca. Można wtedy śmiało siać fasolę, a plon w moim przypadku plon to minimum 3,5 t z ha fasoli na czysto, czyli po przebraniu. Bywa i 4,6 t/ha, tak jak w ubiegłym roku. Zdarzały się również i takie lata, gdy uzyskiwałem 4,8 t/ha.
Siew fasoli możliwie wczesny
Przygotowanie stanowiska pod fasolę jesienią w gospodarstwie w Budyninie rozpoczyna się od przeprowadzenia uprawy pożniwnej ścierniska. Przed zimową orką, we wrześniu, październiku jest podawany głównie fosfor i potas. – To zwykle Polifoska 6 lub 8 – mówi pan Andrzej. – Fasola największe zapotrzebowanie ma na potas, w przypadku jego braków grubość i jakość ziarna nie będzie zadowalająca – tłumaczy.
Co do azotu, zapotrzebowanie jest stosunkowo niewielkie. Dzięki bakteriom brodawkowym fasola wiąże azot z powietrza, korzysta z niego później jeszcze roślina następcza. – Dlatego nie można fasoli przeazotować – zwraca uwagę nasz rozmówca. Pan Andrzej, poza niewielką ilością azotu podanej jesienią w Polifosce, drugi raz stosuje azot dopiero, gdy pojawia się druga para liści właściwych, czyli zwykle w czerwcu. Jest to 100 kg saletry amonowej na ha.
Rolnik pamięta, że gdy zaczynał uprawę fasoli, na siew obowiązywał termin „po 15 maja”. Nasz rozmówca nie stosował się jednak do niego i siał w pierwszych dniach tego miesiąca. A od dobrych kilku lat siewnik wjeżdża w pole jeszcze wcześniej, już w połowie kwietnia. Chodzi oczywiście o wilgoć. Bo jeśli jest ona w glebie i jest ciepło, fasola wschodzi szybko i równomiernie. – Kiełkująca roślina potrzebuje sporo wody. Im więcej uda się wykorzystać wiosennej wilgoci, tym lepiej – wyjaśnia nasz rozmówca. – Brak wody oznacza nierówne wschody. Potem, gdy rośliny, które kiełkowały wcześniej będą miały już dojrzałe strąki, te kiełkujące później będą miały strąki wciąż zielone.
Wczesny siew zazwyczaj oznacza też, że fasola posiana w okolicach 15 kwietnia, po miesiącu zwykle ma już drugie liście właściwe. Dzięki temu jest już zabezpieczona przed przymrozkami występującymi w okolicach „zimnej Zośki”. – Inna sprawa, że obecnie przyroda jest tak rozregulowana, że terminy takie jak „zimna Zośka” właśnie, coraz rzadziej się sprawdzają – zauważa Andrzej Teresiński. – W każdym razie, jeśli w ciągu trzech tygodni po siewie nie wystąpi mróz, to fasola jest już pod tym względem bezpieczna.
Jak najmniej chemii przy fasoli
Od jakichś pięciu lat pan Andrzej nie zaprawia ziarna fasoli. I, jak mówi, znaczącej różnicy w plonowaniu nie odnotowuje. – Być może dlatego, że nie uprawiam fasoli po burakach i rzepaku. Buraków nie mam w ogóle, a rzepaku niewiele, w efekcie presja szkodników czy chorób, które mogłyby się przenieść na uprawę następczą jest niewielka – uważa nasz rozmówca.
W jego gospodarstwie siew fasoli odbywa się przy zastosowaniu siewnika pneumatycznego, zwykle na głębokość od 4 do 6 cm. – To zależy od uprawy gleby. Dla startu nasion jest lepiej, żeby zostały umieszczone pod wierzchnią uprawą. A ta nie powinna być za głęboka, żeby niepotrzebnie ziemi nie przesuszać – wyjaśnia rolnik. – Ziarno umieszczone za głęboko, wschodzi bardzo nierówno. W tym roku podczas siewu było bardzo sucho. Na szczęście na drugi dzień przyszedł deszcz i wschody były bardzo dobre. Później zrobiło się gorzej, ciepłolubne rośliny odczuły stres spowodowany utrzymującymi się w pierwszej połowie maja niskimi temperaturami.
- Ta roślina odczuła skutki niskich temperatur i powinna szybko się zregenerować. Niekiedy w fasoli straty powodują szkodniki, ale zwykle nie przekraczają one progu ekonomicznej szkodliwości
Aby wzmocnić rośliny odczuwające negatywne skutki niskich temperatur rolnik zastosował 13 maja Asahi SL w dawce 0,5 l na ha. To biostymulator oparty na trzech substancjach aktywnych z grupy nitrofenoli naturalnie występujących w roślinach. – Bardzo dobry środek, pomaga roślinie przetrwać sytuacje stresowe, stosuje się go także w przypadku suszy. Już kilka dni po użyciu, plantacja będzie wyglądać zupełnie inaczej. Nie jest tani, ale w pewnych sytuacjach warto go użyć – mówi pan Andrzej. Jednocześnie zostały zastosowane zapobiegawczo fungicydy: Miedzian i Pencozzeb.
Pan Andrzej podkreśla, że dla wysokości plonowania fasoli, zresztą jak i każdej przecież rośliny, duże znaczenie ma przebieg pogody w danym roku. – Chodzi głównie o wodę, choć nie tylko – zaznacza. Padające obecnie deszcze to nie kłopot, problemem są niskie temperatury (rozmawialiśmy 13 maja – dop. red.). Jednak deszcz w okresie przekwitania fasoli i zawiązywania strąków oznacza już straty. Ten okres przypada zwykle na drugą połowę czerwca.
Aby przeciwdziałać zachwaszczeniu plantacji nasz rozmówca stosuje przedsiewnie Dual Gold w dawce 1 l/ha, a kilka dni po siewie Command w dawce 0,1–0,15 l/ha. Te środki powinny zapewnić ochronę plantacji fasoli na 4–8 tygodni. Dalsze postępowanie zależy od przebiegu pogody i presji chwastów. W czerwcu, jeśli jest to potrzebne, w międzyrzędziach rolnik przeprowadza mechaniczną eliminację chwastów pielnikiem do fasoli. – Staram się ograniczać do niezbędnego minimum użycie środków chemicznych – tłumaczy pan Andrzej, który jest pszczelarzem i doskonale zdaje sobie sprawę, że używanie chemii nie jest obojętne dla środowiska, a i zwiększa koszty produkcji. Bywa, że zupełnie niepotrzebnie.
Ewentualne poprawki herbicydowe, zwykle chodzi o żółtlicę drobnokwiatową, można wykonać stosując Basagran w dwóch dawkach (dwa razy po 0,7 l/ha w tygodniowym odstępie). Ale można też, i ten sposób nasz rozmówca od kilku lat preferuje, wykonać inny zabieg. Otóż urządzeniem własnej konstrukcji, tzw. obsypnikiem, pan Andrzej formuje wokół każdej rośliny kopczyk, podobny do takiego, jaki w przydomowych ogródkach usypuje się w przypadku ziemniaków. To podpatrzone i ulepszone rozwiązanie. – Po co to robię? Po pierwsze, niszczę w ten sposób chwasty. Po drugie, łodyga w takim kopcu jest usztywniona a strąki praktycznie nie stykają się z ziemią, a to dzięki temu, że między roślinami podczas usypywania kopców powstają dołki. Nawet w przypadku silnej burzy, która może położyć rośliny, nie leżą na ziemi. To rozwiązanie pomaga w ochronie przed chorobami grzybowymi i gniciem i pozwala ograniczyć stosowanie chemicznych środków fungicydowych. Zabieg ten stosuję nawet trzy razy – wyjaśnia Andrzej Teresiński.
Pytany o szkodniki w fasoli nasz rozmówca odpowiada, że na uprawach prowadzonych na Zamojszczyźnie, nie jest to duży problem i bardzo rzadko występuje konieczność użycia insektycydów.
Zbiór fasoli
Nasz rozmówca informuje, że o zbiorze fasoli można myśleć, gdy 6–7 strąków na krzaku jest już suchych, część żółtych a tylko nieliczne zielone. W przypadku gospodarstwa w Budyninie od kilku lat wypada to w pierwszych dniach sierpnia. Zbiór odbywa się za pomocą specjalnych ścinarek. – Po ścięciu fasola musi leżeć zazwyczaj ok. dwóch tygodni – mówi pan Andrzej. Gdy wyschnie, rozpoczyna się młócenie. Obecnie już nie przewozi się zbioru do gospodarstwa na młócenie maszynowe. Wykonuje się je na polu, przy użyciu przystosowanego kombajnu np. Bizona albo specjalnym kombajnem do fasoli. – W moim przypadku od trzech lat fasola jest młócona usługowo właśnie takim kombajnem do fasoli – mówi rolnik. – To zupełnie nowy system młócenia, który sprawia, że fasola jest czysta, bez połówek.
Pan Andrzej zaznacza, że najlepiej wyrobić się ze zbiorem i młóceniem w sierpniu. Każdy kolejny dzień zwłoki to rosnące ryzyko problemów z pogodą. Ostatni etap przed magazynowaniem lub sprzedażą to przebieranie fasoli. Można je przeprowadzić ręcznie, można wykorzystać specjalne urządzenie, w którym jakość ziaren ocenia fotokomórka. Ani zakup takiej maszyny ani usługa z jej użyciem nie należą do najtańszych, więc jeśli w gospodarstwie są ręce do pracy, to przebierając fasolę ręcznie, można zminimalizować koszt produkcji i sporo oszczędzić. – Trochę żałuję, że nie kupiłem urządzenia, gdy jeszcze były tańsze, bo trzeba u nas przerzucić co roku co najmniej kilkanaście ton, ale jakoś sobie radzimy – mówi Andrzej Teresiński.
Najważniejsze pytanie - czy fasola się opłaca?
Pan Andrzej jest zdania, że produkcja fasoli nie jest specjalnie kosztochłonna, poza tym można te koszty ograniczać, decydując się np. na jej ręczne przebieranie siłami własnego gospodarstwa. – Bywa że mamy rok ze słabymi cenami, potem kolejny, ale w końcu przychodzi taki, który rekompensuje te wcześniejsze lata z nawiązką – mówi gospodarz. – Trzeba więc siać co roku i co najmniej po kilka hektarów, żeby miało to sens. Wiadomo, że lepiej byłoby, gdyby ceny były co roku na podobnym, stabilnym poziomie, gwarantującym rozsądny zysk, ale na to się nie zanosi. Handlarze robią, co chcą, uzgadniają ceny między sobą.
Według wyliczeń naszego rozmówcy, osiągnięcie progu opłacalności produkcji fasoli gwarantuje cena na poziomie 3 zł za kg. – Obecnie można dostać 2,40–2,50 zł za kilogram – informuje.
fot.
Najważniejsze tematy