Z artykułu dowiesz się
- Wysokie ceny serwisu i naprawy
- Ile rolnicy płacą za diagnostykę?
- Jak szczegółowo rozliczyć serwis?
- Normy pracy i standardy serwisu rolniczego
- To, co najważniejsze
Z artykułu dowiesz się
O wysokich cenach części zamiennych, środków smarnych czy stawce za roboczogodzinę pracy mechaników, sięgającą rzędu 250 zł netto trudno dyskutować, bo zdrożały surowce, paliwa i koszty utrzymania pracowników. Rolnik jest jak zwykle ostatnim elementem tego łańcucha, który za wszystko płaci. Robocizna stanowi coraz wyższy udział w kwocie do zapłaty za naprawę i to spowodowało, że do redakcji dotarły pytania o sposób jej naliczania.
Wątpliwości rolników budzi wykaz pozycji na fakturze, gdzie koszty pracy są podawane łącznie za całość naprawy. W zależności od trudności naprawy czy serwisu, przychodzi nam zapłacić od kilku do kilkudziesięciu godzin.
Przykład ze Śląskiego, gdzie rolnik zlecił autoryzowanemu serwisowi diagnostykę i naprawę układu hydraulicznego 10-letniego ciągnika o mocy 100 KM, w którym grzał się olej. Szokiem dla rolnika po otrzymaniu rachunku za naprawę była właśnie kwota robocizny do zapłaty, a usterkę spowodował m.in. termostat. Jego zdaniem niewspółmierna do zakresu prac i wartości wymienionych elementów.
– Autoryzowany serwis przez kilkanaście godzin szukał przyczyny, a to specjaliści, którzy powinni wiedzieć, co jest przyczyną – irytuje się rolnik.
Z kolei wielkopolski rolnik zadzwonił, zbulwersowany wysokim kosztem robocizny za naprawę cieknących silników hydraulicznych w ładowarce. Naprawa wykonana była na terenie gospodarstwa, a niedoświadczony mechanik, świeżo po szkole, chyba pierwszy raz miał do czynienia z taką awarią, na skutek czego tempo pracy nie było zawrotne, a za każdą godzinę trzeba płacić. Jeśli mechanicy mają się uczyć kosztem rolnika, czy stawka nie powinna być niższa?
Czy to jest uczciwe wobec klienta, który pozbawiony jest informacji, ile kosztował go każdy etap naprawy? Czy sumowanie czasu pracy napraw nie służy zawyżaniu kosztów? Czy nie jaśniej byłoby wprowadzić rozliczenie wg norm czasu wymaganego na wykonanie danej czynności, jak to się odbywa w przypadku serwisu aut? Kiedy mogliby się zdecydować na to producenci ciągników i maszyn?
Z problemem naszych Czytelników zwróciliśmy się do firm specjalizujących się w obsłudze ciągników i maszyn rolniczych. O tym, że to trudny temat, przekonaliśmy się, spotykając się z odmową publikacji wypowiedzi przedstawicieli kilku firm, którym zabrakło argumentów lub odwagi…
– Wszystko zależy od rodzaju naprawy. Jeżeli jest to przykładowo naprawa skrzyni biegów, to oczywiście możemy z góry określić orientacyjną cenę wykonania naprawy lub wybrać wariant rozliczenia wg poświęconego czasu i zużytych materiałów i części. Moim zdaniem rozbijanie kosztów pracy mechaników tylko dla informacji klienta niewiele wniesie, a nam przysporzy dodatkowych zadań – mówi Sławomir Koc z firmy Contractus Agro, zajmującej się sprzedażą m.in. maszyn Claas. Jego zdaniem porównywanie serwisu maszyn rolniczych do samochodowych jest abstrakcją i lepiej nie iść w tym kierunku, bo serwisy samochodowe są dużo droższe. Wykonanie prac w warsztacie jest szybsze i klient może uzyskać dodatkowy rabat, ponieważ firma nie ponosi kosztów dojazdu i ma większy dostęp do narzędzi.
– W mobilnym warsztacie nie jesteśmy w stanie pomieścić wszystkich narzędzi, poza tym dojazd do rolnika na odległość 100 km powoduje wyłączenie mechanika z aktywnej pracy w sumie przez cztery godziny. Z tego względu stawka pracy aut serwisowych jest wyższa – podkreśla Koc.
– Rozbicie kosztów jest oczywiście możliwe, ale to nic nie da, bo naprawy samochodów odbywają się modułowo, a producenci wyznaczyli normy czasu pracy dla danej czynności. My, żeby było taniej, nie wymieniamy od razu całej skrzyni biegów czy innego podzespołu, tylko zawsze staramy się go naprawić. Nierzadko przynajmniej dwie godziny zajmuje naszym serwisantom właściwe przygotowanie ciągnika do naprawy, głównie mycie silnika, tylnego mostu czy przestrzeni pod kabiną. Czas potrzebny na wymianę lub naprawę danego elementu nie zawsze będzie równy, bo ciągniki pracują w bardzo zróżnicowanym środowisku, np. mniej lub bardziej narażonym na korozję, to trudno przewidzieć. To z kolei wpływa chociażby na czas potrzeby na odkręcenie zardzewiałych nakrętek – dodaje Sławomir Koc.
Firma obsługuje bardzo szeroki asortyment maszyn, od pługa po kombajn i w związku z tym każdy mechanik odbywa mnóstwo szkoleń z różnych dziedzin i marek. Szef podlaskiej firmy zauważa, że inny system naliczania czasu pracy pewnie przyjdzie, ale tylko wtedy, gdy większość klientów wymieni ciągniki na młodsze, bardziej modułowe.
– Dziś oczywiście monitorujemy czas pracy naszych mechaników, ale tylko na potrzeby monitorowania ich wydajności i podnoszenia jakości obsługi. Wartość czasu pracy mechanika jest na tyle duża, że większość napraw wykonujemy u siebie w warsztacie, gdzie prace przebiegają sprawniej – dodaje.
– Czy wyszczególnienie czasu napraw zapewni przejrzystość? Co prawda w przypadku mniejszych napraw rozbijamy te koszty, ale to jest nam potrzebne do lepszej organizacji pracy czy komunikacji z działem części. Nie wyobrażam sobie jednak rozbicia na czynniki pierwsze naprawy, która trwała 40 godzin, bo to też zajmie cenny czas naszego pracownika – przekazał dealer ciągników z centralnej Polski, który wolał pozostać anonimowy. Zapewnia, że kluczowy tu jest sposób komunikowania się z klientem serwisu.
– Jeżeli rolnik jest na bieżąco informowany o postępach prac, ewentualnych trudnościach i może obejrzeć z bliska swój sprzęt w trakcie naprawy, to później nie ma problemu z zapisywaniem roboczogodzin w jednej pozycji. Zawsze zachęcamy rolników, by przyjechali i zobaczyli, co było przyczyną usterki, co zostało zrobione i ile jeszcze jest do zrobienia – podkreśla.
– W naszym przypadku czas pracy potrzebny na wykonanie danej czynności serwisowej jest unormowany, ale tylko na linii fabryka – dealer – mówi Wojciech Mańkiewicz z firmy Manitou. W tym przypadku wszystkie naprawy gwarancyjne, za które dealerowi płaci fabryka, zwracane są na podstawie z góry ustalonych normatywów. Normy są ustalone w przedziałach czasowych na daną naprawę i wynikają z realnie przeprowadzonych napraw gwarancyjnych przez dealerów, gdzie istotne są warunki naprawy (na zewnątrz czy w warsztacie, pogoda, temperatura pracy, pora dnia, dostępność oświetlenia naturalnego i sztucznego itp.) W interesie serwisu jest właściwe udokumentowanie przypadku, gdy trzeba było poświęcić więcej czasu na daną czynność, niż przewidział producent.
– Na co dzień widzimy, że branża samochodowa przeniosła już takie standardy na relacje między dealerem a klientem i jeżeli uda się serwisowi zrobić coś szybciej, to zarabiają, a jak zejdzie trochę dłużej, to tracą. W rolnictwie nie do końca możemy z góry określić koszt napraw. Można się wprawdzie dogadać na daną cenę, ale to ryzykowne, choć osobiście jestem za takim unormowaniem pracy serwisów – wskazuje Mańkiewicz.
Czy byłoby zatem sensowne wprowadzenie standardów serwisu z branży samochodowej w rolnictwie? Rolnicy przy obecnych stawkach oczekują od serwisu, że się zna i wykona naprawę solidnie i w rozsądnym czasie.
Rozmówcy wskazują, że byłoby to z pewnością niekorzystne dla kieszeni rolnika. Czas pokaże, ale nawet jeśli trzeba będzie na to jeszcze poczekać, to zachęcamy do utrzymywania partnerskich relacji, w zakresie wykonywania napraw.
jb
fot. Beba, firmowe
Jan Beba
<p>redaktor „top agrar Polska”, specjalista w zakresie techniki rolniczej.</p>
Najważniejsze tematy