Tołwiński: holenderscy rolnicy powinni zredukować produkcję. Nie użalajmy się nad nimi
– Zamiast użalać się nad Holendrami, którzy powinni produkcję zredukować bezwarunkowo, pracujmy nad zwiększeniem produkcji u nas – mówi Krzysztof Tołwiński, producent normalnej żywności i polityk w rozmowie z Krzysztofem Wróblewskim, Redaktorem Naczelnym TPR.
Krzysztof Wróblewski: Cały świat z podziwem patrzy na determinację holenderskich rolników, którzy od tygodni protestują przeciwko ograniczaniu produkcji rolnej przez tamtejszy rząd i wymogi Brukseli.
Krzysztof Tołwiński: Nie płaczmy nad holenderskimi rolnikami. Przecież ten niewielki kraj utrzymuje produkcję mleka na poziomie prawie 12 miliardów litrów rocznie, czyli tyle ile ma Polska. A Polska pod względem liczby gruntów rolnych przewyższa Holandię kilkanaście razy. Gdybyśmy mieli taką ekspansję produkcji jak Holendrzy, to powinniśmy mieć dzisiaj nie 2 mln krów, a przynajmniej 14 mln! Więc zamiast użalać się nad Holendrami, którzy powinni produkcję zredukować bezwarunkowo, pracujmy nad zwiększeniem produkcji u nas – w kraju nad Wisłą.
To prawda, że rolnik Tołwiński myśli o „odzwierzęceniu” swojego gospodarstwa?
– Nigdy! Nie wyobrażam sobie mojego gospodarstwa bez zwierząt. Bo dla mnie normalne gospodarstwo to takie, gdzie jest produkcja zwierzęca. Posiadam 20 krów mlecznych rasy simental. Pochodzą z Pakoszówki, świetnej polskiej hodowli na Podkarpaciu, która już nie istnieje. Ich żywienie opieram o własne pasze. Moje krowy nigdy nie widziały soi. Za to mają bobik i peluszkę. Tak żywione dają dobre mleko do produkcji sera podpuszczkowego. Większość mleka dostarczam do Monieckiej Spółdzielni Mleczarskiej w Mońkach.
I między innymi ten ser sprzedaje pan w swoim samoobsługowym kiosku.
– Tak, przed gospodarstwem mam wystawioną witrynę z żywnością pochodzącą z mojego gospodarstwa. Działa ona na zasadach rolniczego handlu detalicznego. A przed witryną ustawiłem skarbonkę i konsumenci tam zostawiają zapłatę za produkty. Wychodzę z założenia, że Polak to nie złodziej i muszę powiedzieć, że ten patent działa! Od trzech lat prowadzę taką sprzedaż i jeszcze nie miałem manka. A kupują u mnie głównie turyści i przejezdni – warszawiacy i obcokrajowcy, bo gospodarstwo leży niedaleko trasy z Warszawy na Augustów. Produkuję zdrową żywność, ale bez certyfikatu z zielonym listkiem. Bo według mnie, certyfikowane rolnictwo ekologiczne to nisza i hobby. Oczywiście, jeżeli weźmiemy pod uwagę jakikolwiek model europejski, to te certyfikaty funkcjonują, ale np. w Austrii, gdzie nawet 30 proc. produktów lokalnych sprzedawane jest w systemie sprzedaży bezpośredniej nie jest ekologicznych.
Cały wywiad do przeczytania w nr 36/2022 TPR i na naszym kanale YouTube.
Jeśli chcesz czytać więcej podobnych artykułów, już dziś wykup dostęp do wszystkich treści na TPR: Zamów prenumeratę.
Kamila Szałaj
dziennikarka strony internetowej Tygodnika Poradnika Rolniczego
redaktor w zespole PWR Online, odpowiedzialna głównie za stronę www.tygodnik-rolniczy.pl
Najważniejsze tematy