Rynek trzody chlewnej: „Potrzebujemy 2,50 euro za kg wbc!”
Sytuacja ekonomiczna hodowców trzody chlewnej pozostaje napięta. Jak podają przedstawiciele branży, aby mówić o opłacalności produkcji cena za tucznika w klasie E powinna wynosić nie 1,92 euro za kg a co najmniej 2,50 €/kg.
W ostatnich tygodniach ceny prosiąt i tuczników gwałtownie wzrosły. Jednak w obliczu znacznego wzrostu kosztów produkcji, zwłaszcza paszy i energii, sytuacja ekonomiczna wielu hodowców świń pozostaje napięta. Redakcja topagrar.com rozmawiała z Willim Wittmannem, dyrektorem zarządzającym stowarzyszeniem producentów EG Südbayern w Niemczech.
Rynek trzody chlewnej jest nie do poznania: o 36 euro za prosię i 72 centy za kg w klasie E więcej w ciągu zaledwie pięciu tygodni. Taka sytuacja nigdy wcześniej nie miała miejsca. Czy rolnicy mają powody do świętowania?
Wittmann: Oczywiście, że nie. Podwyżka jest oczywiście bardzo potrzebna, ale biorąc pod uwagę prawie dwa lata katastrofalnych cen, również mocno spóźniona. Wiele gospodarstw znajduje się na skraju załamania finansowego. Na razie nie ma powodów do radości, ponieważ koszty pasz i energii wzrosły jeszcze bardziej niż oczekiwano. Obecna cena 1,92 € za kg w klasie E nie pokrywa w wystarczającym stopniu kosztów. Nie mówiąc już, że daleko nam jeszcze do wynagrodzenia za pracę czy pokrycia kosztów stałych.
Jakie dostrzega pan powody, dla których notowania tak mocno wzrosły?
Wittmann: Ze względu na wzrost kosztów paszy do poziomu znacznie przekraczającego 40 € za dt, rynek świń rzeźnych musiał w ten sposób zareagować. Szybki wzrost, znormalizowanie ceny, był tylko logiczną konsekwencją. Gdyby tak się nie stało, żaden z hodowców nie dostarczyłby więcej tuczników do ubojni. Wtedy cały przemysł przetwórczy zostałby doprowadzony do upadku, a już i tak szybkie zmiany strukturalne uległyby dalszemu przyspieszeniu. Handel detaliczny artykułami spożywczymi musiałby wówczas liczyć się z ograniczeniami w dostawach. Nie jestem też pewien, czy wszystkie półki w supermarketach mogłyby być nadal zaopatrywane w towary.
Inną przyczyną wzrostu cen jest oczywiście zmniejszająca się podaż prosiąt i tuczników. Niezbędnym bodźcem było także rozluźnienie sytuacji pandemicznej i związany z tym wzrost popytu w sektorze gastronomicznym.
Wittmann: Ponieważ nasza grupa producentów jest bezpośrednio związana z dwoma ubojniami, z przykrością muszę stwierdzić, że jesienią i zimą przez wiele tygodni musieliśmy wozić duże ilości mięsa do chłodni. Popyt był po prostu niewielki; zimą nie mogliśmy przyjąć ponad 800 000 świń ubijanych każdego tygodnia w Niemczech. Na koniec roku w Niemczech w chłodniach składowych znajdowało się około 228 tys. ton wieprzowiny. W normalnych warunkach jest to ok. 120 000 ton. Obecnie mrożona wieprzowina jest ponownie wyprowadzana z magazynów, ale jeszcze nie w dużych ilościach. Jeśli jednak pogoda będzie nadal dopisywać, to z tygodnia na tydzień ilość tego towaru będzie sukcesywnie wzrastać. Ze względu na zbliżający się sezon grillowy, szczególnie karkówka i boczek cieszą się większym zainteresowaniem.
Przedstawiciele handlu mówią o dalszym wzroście cen trzody chlewnej. Jakich cen potrzebujemy obecnie za tuczniki, aby produkcja była opłacalna?
Wittmann: Ze względu na wzrost kosztów, zwłaszcza paszy i energii, obecnie potrzebujemy co najmniej 2,30 euro za kg wbc. W tym przypadku wyjdziemy na zero. Jeśli mówimy o wynagrodzeniu za pracę, amortyzacji, zysku, uwzględniając oczywiście wszystkie koszty, musimy uzyskać co najmniej 2,50 €/kg. Tylko wtedy producenci świń będą sprawiedliwie wynagradzani. Obecnie rozsądne i konieczne byłoby dalsze podnoszenie cen w ciągu najbliższych kilku tygodni w etapach, które byłyby możliwe do zrealizowania dla wszystkich stron. Dalsze nadmierne skoki cen przynoszą skutki odwrotne do zamierzonych, ponieważ handel może wtedy w większym stopniu polegać na towarach pochodzących z zagranicy. W końcu najważniejsze jest zapewnienie stabilności w łańcuchu produkcyjnym. Jak popatrzymy na sytuację w sektorze bydła, widzimy, że jest to możliwe.
Jakiego rozwoju sytuacji w zakresie cen i kosztów produkcji spodziewa się pan w ciągu najbliższych kilku tygodni?
Wittmann: Dla sektora paszowego i energetycznego decydujące znaczenie będzie miał dalszy rozwój sytuacji w związku z wojną w Ukrainie. Wysokie ceny nawozów mineralnych spowodują, że na całym świecie będzie ich mniej, przez co zbiory będą na niższym poziomie niż zwykle. W sprzedaży mięsa wiele zależy od dalszego rozwoju pandemii koronawirusa. Moim zdaniem eksport będzie nadal ograniczany przez sytuację związaną z ASF w Niemczech. W najbliższej przyszłości znaczący eksport będzie możliwy tylko na rynku wewnętrznym UE. Rynek prawdopodobnie otrzyma pozytywne impulsy w związku z utrzymującym się znacznym spadkiem podaży. Wielu niemieckich producentów świń zrezygnowało z hodowli, a od czwartego kwartału 2021 roku z Holandii i Danii sprowadza się znacznie mniej prosiąt. W ciągu najbliższych kilku lat import prawdopodobnie jeszcze bardziej się zmniejszy. Do połowy tego roku spodziewam się maksymalnie 750 tys. świń rzeźnych tygodniowo. A do końca roku ilość ta spadnie do maksymalnie 700 tys. świń tygodniowo.
Członkowie waszego stowarzyszenia sprzedają wszystkie swoje świnie do rzeźni Vion w Landshut i Vilshofen, w których udziały ma EG Südbayern. Jakie korzyści przynosi to rolnikom?
Wittmann: Dzięki naszemu uczestnictwu my, jako grupa producentów, mamy wpływ na kształt systemu rozliczeń, płatności itp. Strona rolników zasiada przy stole, gdy wprowadzane są zmiany. Dostrzegam dalsze korzyści z przejścia na ceny tygodniowe. Notowanie środowe zawsze obowiązuje z mocą wsteczną od początku tygodnia do weekendu. Oznacza to, że spekulacje cenowe są znacznie mniejsze, ponieważ rolnicy nie ograniczają tak bardzo hodowli trzody chlewnej na rosnącym rynku. Nasi członkowie mają również przewagę, jeśli chodzi o bezpieczeństwo dostaw. W trudnym dla wszystkich czasie pandemii Covid-19 stale ubijaliśmy świnie naszych członków, aby tuczarnie mogły natychmiast zaopatrzyć się w nowe prosięta. Doprowadziło to do znacznie mniejszej liczby zakłóceń. Ponadto nasi członkowie korzystają z możliwości dystrybucji wyników ubojni do grupy producentów. Wypłacana dywidenda jest znacznie wyższa niż w przypadku zwykłych ofert inwestycyjnych banków.
Producenci tuczników, którzy nie mają już paszy, rozważają pozostawienie pustych boksów do czasu kolejnych zbiorów. Czy hodowcy loch muszą spodziewać się w najbliższych tygodniach ponownej presji cenowej na prosięta?
Wittmann: Zasadniczo należy stwierdzić, że pusta chlewnia nie zarabia na siebie. A jeśli zawsze będziesz spekulował, jaki jest właściwy moment na wstawienie świń, możesz stracić dużo pieniędzy. Można to zaobserwować obecnie. Producenci tuczników, którzy zbyt późno zdecydowali się zasiedlić swoje chlewnie, zapłacili dużo więcej za prosięta. Oczywiście trudno jest oszacować, jak będzie wyglądał rynek za cztery miesiące. Jestem jednak przekonany, że w dłuższej perspektywie czasowej utrzymamy wysoki poziom cen. Moim zdaniem nic nie stoi na przeszkodzie, aby wprowadzić nowe prosięta.
Niektóre zakłady mięsne spodziewają się, że cena wieprzowiny dla konsumenta wzrośnie w przyszłości o 50-100%. Jaki poziom cen pan zakłada?
Wittmann: Ceny dla konsumentów będą musiały dalej rosnąć, ponieważ handel detaliczny artykułami spożywczymi z pewnością nie chce rezygnować ze swojej marży. Nie spodziewam się podwojenia cen, raczej 50-procentowej podwyżki.
Ceny wołowiny są rekordowo wysokie. Rzeźnie i sprzedawcy żywności już ostrzegają przed przegrzaniem. Co więcej, już teraz kupują tańsze towary z zagranicy, ponieważ konsumenci rzekomo nie akceptują podwyżek. Czy widzi pan takie zagrożenie również w przypadku wieprzowiny?
Wittmann: Sektor handlu detalicznego artykułami spożywczymi wyraźnie zobowiązał się do przestrzegania zasady pięciokrotnego zmniejszania emisji gazów cieplarnianych w bieżącym roku. Pod tym względem nie widzę większych problemów do końca roku, mimo silnie rosnących cen skupu. W dłuższej perspektywie musimy sprawdzić, czy rzeczywiście mamy partnera rynkowego w handlu detalicznym, który jest równorzędnym partnerem dla niemieckich produktów mięsnych i wędliniarskich.
Z jednej strony mamy tendencję do zwiększania dobrostanu zwierząt, z drugiej - obawy o bezpieczeństwo dostaw w związku z wojną w Ukrainie. Czy znakowanie systemów hodowlanych będzie nadal zyskiwać na znaczeniu?
Wittmann: Inicjatywa na rzecz dobrostanu zwierząt będzie się nadal dobrze rozwijać w perspektywie średnioterminowej, popyt na nią rośnie, a ubojnie zawierają z rolnikami umowy dotyczące dobrostanu zwierząt, aby zabezpieczyć surowce. Na razie nie wiadomo, czy w związku z ogromnym wzrostem cen spowodowanym wojną w Ukrainie będziemy musieli w międzyczasie zmienić bieg na niższy. Może się tak stać, jeśli inflacja będzie nadal galopować, a życie stanie się coraz droższe dla konsumentów.
Fot. Envanto Elements
Dominika Mulak
<p>redaktor top agrar Polska i portalu topagrar.pl</p>
Najważniejsze tematy