Rolnicy kontra producenci, czyli kto ma rację?
Do naszej redakcji systematycznie docierają sygnały o problemach z wyegzekwowaniem gwarancji lub naprawą wadliwej maszyny. Czy zawsze winni są rolnicy? Jak powinni zachować się producenci?
O ile w przypadku roszczeń gwarancyjnych łatwiej o porozumienie, bo przepisy dość jasno określają prawa każdej ze stron, tak nietypowe usterki maszyn, które wystąpiły po gwarancji budzą wiele emocji. Czy potrzebnie? Oto przykłady z różnych stron kraju.
Przyczepa do zwrotu
Czasem problem zaczyna się zanim maszyna na dobre ruszy do pracy, jak w przypadku przyczepy Wielton PRS12, kupionej przez Marcina Pirgę ze Szprotawy w woj. lubuskim tuż przed żniwami w ubiegłym roku.
– W dniu dostawy przyczepy przez dilera (Agro As) okazało się, że jedna z burt jest nieszczelna, a po szczegółowych oględzinach znalazłem jeszcze kilka innych niedoróbek – mówi właściciel 100-hektarowego gospodarstwa z produkcją roślinną. Firma Agro As zgłosiła reklamację, warunkowo dopuszczając przyczepę do użytku. – Zbliżały się żniwa, przyczepa była potrzebna – mówi Pirga.
– Na decyzję o przyjęciu reklamacji trzeba było czekać tygodniami i dopiero po tym, jak napisałem pismo, że sprawa trafia do prawnika coś drgnęło i z końcem sierpnia przyczepa wróciła do producenta w Wieluniu w celu naprawy – informuje rolnik. Naprawa skrzyni trwała kolejne tygodnie i po dalszych naciskach, także ze strony dilera, dopiero 5 listopada producent wysłał przyczepę do Szprotawy. Na parking ciężarówka dotarła po zmroku i ku zdziwieniu rolnika, już po wstępnych oględzinach (na lawecie) okazało się, że naprawa nie została wykonana jak należy.
Wtedy sprawa nabrała tempa, gdyż Pirga pisemnie poinformował, że żąda wymiany całej skrzyni ładunkowej na nową, i że sprawa zostanie przekazana do sądu. Równolegle tematem zainteresowała się też nasza redakcja.
– Zdecydowana reakcja poparta pismem adwokata sprawiła, że po tygodniu przywieźli przyczepę z wymienioną skrzynią. Szkoda straconego czasu (18 tygodni) i nerwów – żali się rolnik.
Hałaśliwy heder
– Heder ze stołem Vario to duża wygoda, jego długość zmieniam nawet przy zbiorze pszenicy. W moim przypadku ma tylko jedną wadę – strasznie hałasuje – mówi Henryk Motyka z miejscowości Wrzesiny w woj. lubuskim. Rolnik użytkuje w swoim 100-ha gospodarstwie kombajn New Holland CX 6.80 wraz z hederem Vario o szerokości 6,7 m, który kupił od dilera Agrohandel w Legnicy.
– Przez pierwsze 30–40 ha sprzęt pracował cicho, jak przystało na nową maszynę, później do kabiny zaczął docierać niepokojący odgłos z hedera – mówi Motyka. Rolnik, pełen obaw o nowy, kosztowny sprzęt, niezwłocznie zgłosił to telefonicznie do serwisu. Był spokojny, bo przecież maszyna była objęta gwarancją. Jednak diler nie zareagował na zgłoszenie, więc Motyka po 3 dniach od pierwszego telefonu wysłał e-mail do firmy Agrohandel. Również ta forma zgłoszenia pozostawała bez odpowiedzi.
– Po wielu telefonach i rozmowach heder trafił do dilera 14 listopada 2018 r. – wspomina Motyka. Sprzęt wrócił na podwórko dokładnie 30 stycznia 2019 r. Wymieniono wtedy tulejki prowadzące palce na przenośniku ślimakowym i wały wykorbione wewnątrz ślimaka. Ustalono, że niepokojące stuki pochodzą ze skrajnych palców po lewej i prawej stronie ślimaka. Przy okazji tej naprawy rolnik w ramach dobrej współpracy zapłacił niecałe 500 zł za tulejki prowadzące palce, bo to część podlegająca naturalnemu zużyciu.
Nadszedł czas żniw w 2019 r. Motyka był zadowolony, bo heder pracował cicho. Niestety jego entuzjazm nie trwał długo. Po zebraniu ok. 50 ha z hedera zaczęły docierać znane już niepokojące odgłosy. – Gdy zadzwoniłem do dilera, usłyszałem, że to moje subiektywne odczucie – wspomina rolnik.
Rolnik nie odpuszczał i cały czas dzwonił i pisał do dilera. W końcu 8 października 2019 r. otrzymał oficjalne pismo treści: „… taka praca palców nie odbiega od normy producenta i jest typowa dla hedera, który Pan zakupił. Producent maszyny nie dostrzega w tym wadliwej pracy urządzenia, nie wprowadza też rozwiązań mających na celu wyciszenie odgłosów pracy podajnika ślimakowo-palcowego”.
Również po tym piśmie rolnik nie odpuścił. – Boję się, że w kolejne żniwa coś się popsuje i wtedy usłyszę, że gwarancja na heder już minęła – mówi Motyka. Zdeterminowany rolnik nie odpuszczał, do końca gwarancji pozostawało już niewiele czasu (koniec stycznia 2020 r.). Po interwencji naszej redakcji na początku stycznia sytuacja nieco się zmieniła. Diler i producent zadeklarowali chęć rozwiązania problemu. Zaproponowali, że w dogodnym dla rolnika terminie heder poddany zostanie ponownej weryfikacji w serwisie w Legnicy. I tak 13 marca br. ustalono, że ślimak hedera zostanie poddany modyfikacji. W obecnie produkowanych maszynach zmieniono miejsce mocowania bocznych palców na ślimaku. W sprzęcie Motyki jeszcze w ramach naprawy gwarancyjnej zostaną wykonane nowe otwory, wszystko zgodnie z wytycznymi producenta. Według jego zapewnień z hedera nie powinny już dochodzić niepokojące odgłosy. Trzymamy kciuki, aby modernizacja była skuteczna.
Zbyt droga naprawa
Jednak nie wszystkie historie mają szczęśliwe zakończenie. Do naszej redakcji zgłosił się rolnik z Wielkopolski, użytkownik ciągnika Kubota M9960. Ciągnik, kupiony w 2015 roku w firmie Polsad, latem ub.r. przy przebiegu 2319 mth uległ poważnej awarii. Rozsypało się łożysko na koszu wałka sprzęgłowego. Pod koniec sierpnia rolnik otrzymał fakturę VAT za naprawę w autoryzowanym serwisie Polsad na kwotę 18 751, 67 zł brutto.
W odpowiedzi otrzymaliśmy pismo, z którego wynika, że jeden z rolników regularnie serwisował u dilera zakupiony ciągnik, drugi wykonał tam tylko dwa przeglądy na 50 i 500 mth. W modelu M9960 co 1000 mth konieczna jest wymiana oleju przekładniowego, co ma duże znaczenie dla żywotności sprzęgła. Diler argumentuje, że wobec jednego z rolników firma Kubota wykonała tzw. „gest handlowy”. Niestety w drugim przypadku, gdzie ciągnik nie był regularnie serwisowany u dilera, tylko we własnym zakresie, koszty naprawy w 100% musi pokryć rolnik.
Nietypowa usterka TC
O dość nietypowej usterce w kombajnie New Holland TC 5.80 z 2015 roku poinformował nas Czytelnik z Pomorza. Sprawa dotyczy pękającego wałka pod wytrząsaczami.
Za ubiegłoroczną wymianę wałka wraz z łożyskami rolnik otrzymał fakturę na kwotę 8,6 tys. zł, choć spodziewał się zdecydowanie niższych kosztów. W korespondencji z dilerem i producentem rolnik domaga się uwzględnienia usterki jako wady fabrycznej – na razie bezskutecznie. W piśmie z 30 września 2019 roku kierownik serwisu w firmie Raitech informuje, że nie jest możliwe wykonanie naprawy kombajnu w ramach gwarancji.
– Gdybym wcześniej wiedział, że za naprawę będę musiał sam zapłacić, szkodę zgłosiłbym do ubezpieczyciela z polisy Autocasco – tłumaczy rolnik.
Wątkiem budzącym podejrzenia właściciela co do wadliwej konstrukcji kombajnu, w następstwie której wspomniany wałek może pękać, jest zgłoszona i naprawiona jeszcze na gwarancji nieszczelność zbiornika na ziarno. Kombajn do tej pory przepracował 960 godzin.
Jan Beba
<p>redaktor „top agrar Polska”, specjalista w zakresie techniki rolniczej.</p>
Dawid Konieczka
<p>redaktor „top agrar Polska”, specjalista w zakresie techniki rolniczej.</p>
Najważniejsze tematy